wierzgał nóżkami i popiskiwał z radości.
Znajdowali się w uroczej zatoczce, ograniczonej z obu stron żółtobrunatnymi skałami. Wokół plaży rosły stare drzewa oliwne, które dawały cień tym, którzy go szukali. Ale Carrie nie chciała cienia. Posadziła Danny'ego na piasku, usiadła obok niego i dała mu do łapki mały okrągły kamyczek. Wszystkie kamienie na tej plaży były małe, idealnie okrągłe, doskonałe do puszczania kaczek. Carrie umiejętnie rzuciła kamyk na fale. Podskoczył raz, drugi i zatonął w morzu. Danny zapiszczał z radości, wziął dwie pełne garstki kamyków i także wrzucił je do wody. Carrie się roześmiała. - Ojej - powiedziała. - Chyba nie powinnam cię uczyć rzucania kamieniami. Ale nie mogła się powstrzymać. Wstała, rzuciła kolejny kamyk, potem następny i jeszcze jeden. Za każdym razem Danny aż piszczał z radości, choć ani razu nie udało jej się zmusić kamyka do zrobienia więcej niż dwóch podskoków. Jakiś kamyk przeleciał tuż obok jej ramienia. Pięć R S razy podskoczył na falach, nim pochłonęło go morze. Carrie aż westchnęła z zachwytu, a potem się obejrzała. Nieopodal niej stał uśmiechnięty od ucha do ucha Nikos. Pierwszy raz widziała go tak szczerze sympatycznie uśmiechniętego. Miała do niego żal o pięciodniową nieobecność, ale ten uśmiech wynagrodził jej wszystkie smutki. Nik miał na sobie wytarte dżinsy i obcisłą czarną koszulkę. Wyglądał rewelacyjnie i bardzo podniecająco. - Cześć - powiedział. - Jak się masz? Jak się miewa Danny? - Oboje jesteśmy w doskonałej formie - odparła, wpatrzona w Nikosa jak w obrazek. - Danny od rana dosłownie tryska energią. - Świetnie - ucieszył się Nikos. Przyklęknął obok chłopczyka, połaskotał go w stopkę. - Cześć, maluchu. Co robisz? Carrie przyglądała się im obu w zachwycie. Po raz pierwszy Nik zwrócił się bezpośrednio do Danny'ego. Może wreszcie chciał nawiązać kontakt ze swoim małym bratankiem. - Uczy się rzucać kamieniami - odpowiedziała w imieniu malca Carrie. - Wszyscy lubią rzucać kamieniami w wodę - stwierdził Nik, nadal zwracając się do Danny'ego. - Musimy cię tylko nauczyć, że trzeba bardzo uważać, kiedy w pobliżu znajdują się jacyś ludzie. Danny odpowiedział uśmiechem. Podniósł łapki do R S góry, jakby prosił, żeby Nik wziął go na ręce. Nik najpierw spojrzał na Carrie, a potem uniósł chłopczyka wysoko w powietrze i zaraz do siebie przytulił.