- Tu mieszkam - poinformował ją krótko, skręcając w wąską uliczkę i wjeżdżając do podziemnego garażu.
Po blasku rozświetlonej słońcem ulicy oczy Jodie musiały się przyzwyczaić do półmroku. Lorenzo wspomniał już wcześniej, że mieszka we Florencji, ale nie mówił, gdzie zamieszkają po ślubie. Gdyby mogła wybierać, zdecydowanie wolałaby Florencję niż mroczne Castillo. Podeszli do drzwi, za którymi były schody wiodące do obszernego holu. Ścianę nad drzwiami wejściowymi zdobiła biała broń, podobnie jak mur nad kominkiem w holu Castillo. - Chodź, winda jest tam. Mój apartament zajmuje dwa ostatnie piętra palazzo. Wybrałem go ze względu na widok, chociaż babka wolała parter. Nie lubiła jeździć windą. - Palazzo? - powtórzyła pytająco. - Czy to znaczy, że cały ten budynek...? - Zamieszkiwała niegdyś nasza rodzina? Tak. Palazzo zostało zbudowane dla Dziesiątego Księcia, który prowadził tu, we Florencji, rozległe interesy. Za życia mojego ojca popadło w ruinę, podobnie jak Castillo. Kiedy je odziedziczyłem, miałem do wyboru albo je sprzedać, albo odrestaurować i spowodować, żeby zaczęło na siebie zarabiać. Podzielenie na apartamenty okazało się najlepszym pomysłem. - Więc to tu będziemy mieszkać? - zapytała, kiedy wyszli z windy, i podążyła za nim po eleganckiej, marmurowej posadzce. Lorenzo zatrzymał się przed ciężkimi, misternie rzeźbionymi, drewnianymi drzwiami. - Tak, czasami będziemy tu mieszkać - przerwał, by otworzyć przed nią drzwi. Za drzwiami był następny hol, długi, prostokątny, wysoki na dwa piętra, z biegnącą naokoło górnej kondygnacji galerią. Sufit, malowany w sceny z mitologii, był nakryty kopułą, a ściany zawieszone obrazami. - Moja rodzina była kiedyś znanym mecenasem sztuk pięknych. Jedenasty Książę lubił podejmować angielskich gości, którzy odwiedzali Florencję w siedemnastym i osiemnastym wieku. Utrzymywał tu cały dwór, a salony jego kochanki cieszyły się zasłużoną sławą. - Salony jego kochanki? - powtórzyła Jodie, niepewna, czy dobrze zrozumiała. - Jedenasty Książę był swojego rodzaju buntownikiem. Większość czasu spędzał we Florencji i prowadził dom wspólnie ze swoją kochanką, a jego żona i dzieci mieszkały w willi poza miastem. Był miłośnikiem piękna w każdej postaci. Wywołał ogromny skandal w mieście, zamawiając serię portretów swojej kochanki, gotowej na przyjęcie go w różnych miłosnych pozach. Chodzą słuchy, że w trosce o oddanie doskonałych linii jej ciała szkice do poszczególnych obrazów były sporządzane, kiedy książę i jego ukochana uprawiali seks. W ostatecznym kształcie na obrazach pozostała jedynie kobieta oczekująca na swojego kochanka. - O... - Jodie nie zdołała zdobyć się na więcej. - Czy malowała ich kobieta? Lorenzo wzruszył ramionami. - Jak przypuszczam, mój przodek obawiał się, że mężczyzna na taki widok mógłby stracić panowanie nad sobą. Podobno sam Cosimo nie był wcale przeciwny temu, by artystka porzuciła swą pracę i przyłączyła się do ich igraszek. Jodie rozglądała się po ścianach, ale Lorenzo wyjaśnił jej ponuro: - Nie znajdziesz ich tu. Zniknęły dawno temu. Zostały zrabowane, najprawdopodobniej na rozkaz Napoleona. Jeżeli jeszcze istnieją, to są w posiadaniu prywatnego kolekcjonera. - Wzruszył ramionami. - Ich wartość nie leży w autorstwie, tylko w otaczającej je złej sławie. - Odwinął rękaw lnianej marynarki i spojrzał na zegarek. - Prawie czwarta. Umówiłem cię na prywatny pokaz kolekcji ślubnej na via Tornabuoni. Właścicielka magazynu pomoże ci wybrać odpowiednią suknię i resztę garderoby. To niedaleko stąd i... - Nie! - Jodie zauważyła niebezpieczny błysk w oczach Lorenza. Wiedziała już, że nie znosi sprzeciwu. - Zgoda, powinnam kupić coś odpowiedniego na ślub, ale doskonale mogę to sama wybrać i zapłacić z moich własnych pieniędzy. Te pieniądze, które wydałbyś na mnie, przeznacz lepiej dla potrzebujących dzieci. - To, co mówisz, nie jest pozbawione racji - zgodził się. - Ale włoskie społeczeństwo ma swoje zasady i wymagania. Jeżeli nie będziesz ubrana jak należy, padną pytania dotyczące ważności naszego ślubu, a to z kolei wywoła wątpliwości w kwestii wypełnienia warunków testamentu mojej babki. Caterina niewątpliwie postara się osiągnąć chociaż to. A ponieważ nasze małżeństwo ma służyć właśnie wypełnieniu tych warunków, oboje musimy się dostosować do obowiązujących wymogów. Obiecuję, że dzieci dostaną tyle samo, ile wydasz na ubrania. - To jest przekupstwo - odpowiedziała, ale Lorenzo już ruszył naprzód i musiała go szybko dogonić. Ku jej zdumieniu galeria otwierała się na jeszcze jedno prostokątne, jednopiętrowe pomieszczenie, tym razem wypełnione obrazami i rzeźbami. - Podobnie jak moi przodkowie, zastępuję brak zdolności artystycznych zainteresowaniem i opieką nad tymi, którzy je mają - wyjaśnił. Jodie słuchała go jednym uchem. Jej uwagę przyciągnęła połać ściany wypełniona, jak się wydawało, dziecięcymi rysunkami. - To najwartościowsza część galerii - wyjaśnił Lorenzo. Jodie patrzyła na niego niepewnie - To wygląda jak dziecięce rysunki. - To są dziecięce rysunki. Zostały wykonane przez dzieci, które straciły kończyny, ofiary różnych wojen, a te rysunki pośrodku ściany wykonały po tym, jak dopasowano im protezy. Jodie nabiegły do oczu łzy wzruszenia. Zamrugała. - Nic dziwnego, że są dla ciebie takie cenne. Lorenzo odwrócił się. - Przedstawię cię Assuncie, mojej gospodyni. Pokaże ci resztę apartamentu, a ja przez ten czas zadzwonię w kilka miejsc. Pomyślała, że najwidoczniej znudził się jej towarzystwem i postanowił je porzucić. Dziesięć minut później pojawiła się bystrooka kobieta w średnim wieku, która poddała ją dokładnym oględzinom. - Bardzo proszę tędy - powiedziała doskonałą angielszczyzną. W ciągu półgodziny Jodie obejrzała dokładnie dwupiętrowy apartament, a także zadziwiająco bujny ogród na dachu. Lorenzo najwidoczniej przedkładał nowoczesne umeblowanie nad antyki, ale musiała przyznać, że wybrane meble tworzyły z pomieszczeniami harmonijną całość. Jej sypialnia, wyposażona w garderobę i łazienkę, znajdowała się naprzeciw sypialni Lorenza. Assunta rozluźniła się i opowiadała wesoło o pracy w londyńskiej restauracji kuzyna jej ojca, gdzie nauczyła się angielskiego. Była teraz wdową, ceniła sobie niezależność i praca u Lorenza sprawiała jej zadowolenie. Wspomniała też o kuzynce opiekującej się willą Lorenza niedaleko Sieny. Jej zdaniem, było to doskonałe miejsce dla dzieci, z dużą ilością przestrzeni i świeżego powietrza. Jodie wspominała tę rozmowę, stojąc pod prysznicem. No cóż, ona nie zamierzała rodzić dzieci. Usłyszała stukanie do drzwi łazienki i głos Lorenza: - Czas na nas! - Jestem prawie gotowa! - odkrzyknęła i aż sapnęła, kiedy wmaszerował do środka. Stała przed nim naga i ociekająca wodą, z zaróżowionymi ze zmieszania policzkami. Lorenzo oparł się o drzwi, które zamknął za sobą. - To ma być „prawie gotowa"? - zapytał krótko. - Wytarcie się i ubranie nie zajmie mi dużo czasu... - Ą zajęłoby jeszcze mniej, gdyby nie odgradzał jej sobą od grubego ręcznika, wiszącego na przeciwległej ścianie. Zażenowana, spróbowała usunąć chorą nogę z pola jego widzenia, znacznie mniej dbając o resztę ciała. - Przyszedłeś obejrzeć moją nogę? - zapytała cierpko. - Wiem, że blizny są nieładne, ale nie obawiaj się. Można je zakryć. Lorenzo niespiesznie przeniósł wzrok na jej twarz, a kiedy spojrzał jej w oczy, serce załomotało jej niespokojnie. - Powinienem cię taką namalować - odezwał się miękko. - Jasnowłosa nimfa wodna z północy, z nogami wystarczająco długimi, by pobudzić wyobraźnię mężczyzny... Nie patrz na mnie w ten sposób, bo co będzie, jeżeli dam się skusić? - Sam tu wszedłeś - przypomniała mu. - Ja cię nie zapraszałam. - Mylisz się. Zapraszasz mnie każdym swoim przepojonym ciekawością spojrzeniem. - To nieprawda! - zaprzeczyła gorąco. Lorenzo ruszył do niej i ignorując jej głośny sprzeciw, wyciągnął ją spod prysznica i wziął na ręce. - Puść mnie - prosiła, ale nie zamierzał słuchać. Zaniósł ją do sypialni, ułożył na jasnozielonej, jedwabnej kapie i ukląkł nad nią.