– Jak ci minęło tych kilka dni? – zapytał Jack uprzejmie.
– Doskonale. Właśnie tego potrzebowałam. Obróciła się dokoła na krześle i zaczęła stukać w klawisze komputera. Wyglądała świetnie. Była wypoczętą, zadbaną profesjonalistką. Dzika desperacja sprzed tygodnia znikła bez śladu. Jack poczuł wielką ulgę. A więc wystarczyło, by Barbara wyrwała się gdzieś na krótki czas. Sidney miała rację. Najlepiej będzie udawać, że nic między nimi nie zaszło. W ten sposób wyświadczy przysługę nie tylko Barbarze, ale również i sobie. Potrzebował jej kompetencji, wiedzy i doświadczenia. Poszedł do swojego gabinetu. Bogu dzięki, Barbara znów była sobą. ROZDZIAŁ TRZECI – Bastian Redwing uratował tacie życie? Madison westchnęła ze znużeniem. – Nie Bastian, tylko Sebastian. Ocalił tatę i dziadka. Prezydenta ocalił ktoś inny. J.T. zmarszczył brwi. – Dlaczego ja tego nie pamiętam? – Bo nie było cię jeszcze na świecie – rzuciła siostra. – Madison też tego nie pamięta – dodała Lucy. – To zdarzyło się jeszcze przed naszym ślubem. – Ale ja czytałam artykuły z gazet – przypomniała jej córka. J.T. kopał tył jej fotela. Poprzedniego dnia, zaraz po przylocie, wynajęli samochód do Jacksonu. Rankiem tego dnia Lucy spotkała się z miejscowymi przewodnikami turystów. Tak jak przypuszczała, w bardzo miły sposób dali jej do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać. Potem długo zastanawiała się, czy powinna pojechać zobaczyć się z Sebastianem Redwingiem. Recepcjonistka w hotelu udzieliła jej szczegółowych wskazówek. W końcu wyruszyli, ale Lucy nadal nie była pewna, czy podjęła dobrą decyzję. Wciąż jeszcze mogła zawrócić do Jacksonu. – Czy to była próba terrorystycznego zamachu? – zapytał J.T. Madison była przerażona. – Mamo, skąd ten smarkacz zna takie słowa? One nie powinny się znajdować w słowniku dwunastolatka! J.T. prychnął lekceważąco. – Dorosła się znalazła! To niby skąd wiem o Abrahamie Lincolnie albo o Martinie Luterze Kingu? O prezydencie Kennedym i Juliuszu Cezarze? Madison obróciła się w jego stronę. – Juliusz Cezar? A co ty o nim wiesz? – Zadźgali go sztyletem. – Chyba zwariowałeś. – To ty zwariowałaś! Lucy mocniej pochwyciła kierownicę. Przed sobą miała kawałek prostej, pustej drogi. Po obu stronach rozciągały się zapierające dech w piersiach krajobrazy Wyomingu. Długą, wąską dolinę otaczały góry. Pokazywała dzieciom różne rośliny i wyjaśniała wpływ wysokości terenu i niskiej wilgotności powietrza na rodzaj lokalnej flory. One jednak wolały rozmawiać o tym, jak Sebastian Redwing ocalił ich ojca. W końcu Lucy poddała się i opowiedziała całą historię.