- Gdzie dokładnie teraz jesteśmy?
- Droga do Althorpe biegnie przez południową część hrabstwa - wyjaśnił Christopher i spochmurniał jeszcze bardziej. - Naprawdę chciałbym wiedzieć, przed czym Sin próbuje nas ochronić. To śmieszne. Nie widzieliśmy go od pięciu lat i już ma nas dosyć? Dobrze rozumiała jego urazę. Sama ją czuła. Z drugiej strony wiedziała, że Sinclair, który obwiniał się za śmierć Thomasa, jest gotów na wszystko, żeby jego rodziny nie spotkała więcej żadna krzywda. Na wszystko? Również na utratę żony? Poprzedniego wieczoru sprawy ułożyły się po myśli Sina. Jeśli nawet nie wysiał Kingsfelda, żeby ją obraził i zdenerwował, to nie przepuścił nadarzającej się okazji, aby odesłać ją na wieś. Ale ona nie była bojaźliwą osóbką, która się podda. - Zatrzymajcie powóz! - Jesteśmy niecałą milę od gospody - powiedziała Augusta. - Tam odpoczniemy. - Nie, teraz. Niedobrze mi. Kit zerwał się z miejsca. - Woźnica, stać! - ryknął i zabębnil pięściami w dach. Gdy karoca stanęła, otworzył drzwi, zeskoczył na ziemię i podał jej rękę. Po wyjściu z dusznego pojazdu Victorii od razu przeszły mdłości, ale jej umysł nadal pracował gorączkowo. Przez kilka minut spacerowała po trakcie zrytym koleinami, a Christopher dotrzymywał jej towarzystwa. Wkrótce nadjechał drugi powóz ze służbą i bagażami. - Już lepiej? - zapytał Kit. - Chyba tak. Dla zachowania pozorów nadal trzymała się za brzuch i od czasu do czasu wydawała z siebie cichy jęk. Ile z tego, co powiedział jej Sinclair, było kłamstwem, a ile prawdą? Czy rzeczywiście usiłował ją chronić, czy po prostu chciał się jej pozbyć? - Możemy jechać dalej? Nie mogła w nieskończoność chodzić po gościńcu. Skinęła głową i ruszyła w stronę karocy. Po dwóch krokach zatrzymała się tak raptownie, że Christopher na nią wpadł. - Przepraszam! - wymamrotał, chwytając ją za łokieć. - Chyba nam nie zemdlejesz, co? - Nie wiem. Woźnica odwracał głowę i zasłaniał twarz ręką, ale Victoria nie miała żadnych wątpliwości. Omal nie zaczęła śpiewać. Zaraz jednak naszła ją chłodna refleksja. To, że Sinclair wysłał razem z nimi Romana, nie oznaczało, że jego głównym celem nie było wyprawienie jej z domu. - Woźnico! Muszę zamienić z tobą słowo. Roman aż podskoczył na koźle. - Woźnico! - Tak, milady - mruknął lokaj i niechętnie zszedł na ziemię.