kraju, daj tylko znać, a zrobimy, co w naszej mocy.
Matthew zrozumiał, że w ten sposób prezes daje mu do zrozumienia, iż ewentualnie miałby dla niego miejsce w centrali na Manhattanie. Musiał przyznać, że wyglądało to na promyczek nadziei w gęstym mroku - światełko mrugające w znajomym oknie. Prawdopodobnie spowodowało to jedno słowo: w kraju. Wracał potem myślą do tego pogrzebu, analizując ceremonię już z pewnej perspektywy. Zrobił, co w jego mocy, żeby wszystko odbyło się jak najlepiej ze względu na Sylwię i dziewczynki, a także na samą Karo. Wszystkie te starania pomogły mu o tyle, że przynajmniej nie rozpamiętywał bez przerwy własnej straty, ale w konsekwencji na poszczególne punkty uroczystości patrzył okiem organizatora - to, co działo się wokół niego, dotyczyło innych, on sam miał z tym niewiele wspólnego. Matthew i Karolina Gardnerowie jako para małżeńska zaczęli odchodzić w niebyt nie w chwili śmierci Karo, lecz kiedy członkowie rodziny i pastor przystąpili do wygłaszania peanów na temat zmarłej, szczególnie długo rozwodząc się nad tym, jakim nieszczęściem była dla niej śmierć Richarda. 152 Sprawę ostatecznie przypieczętowało złożenie trumny do grobu obok pierwszego męża. Pożyczone i zwrócone. Później, w domu, kiedy goście krążyli po salonie, popijając sherry, whisky i herbatę, usłyszał, jak Flic mówi do Imogen: - Może powinnyśmy wywalić tę płytę z grobu i zamówić nową z nazwiskami ich obojga? - Może - zgodziła się Imogen. Jasne. A najlepiej bez nazwiska drugiego męża, tak jakby ich małżeństwo w ogóle nie miało miejsca. - To zależy też od niego, jak sądzę - zauważyła Flic. Matthew patrzył na nią z drugiego końca pokoju, stojąc pomiędzy ludźmi, których nawet nie rozpoznawał. Widząc, ile wrogości maluje się na jej twarzy, uświadomił sobie, że przez ostatnie dwa tygodnie cały czas czekał na kolejny cios. - Pewnie tak - potwierdziła Imogen. Zauważyły, że się im przyglądał. Flic uśmiechnęła się smutno, a Imogen skinęła głową. - Widzę, że zawieszenie broni wciąż trwa? - odezwał się Karl za jego plecami. - Przynajmniej dopóki jest publiczność. - Może jednak dojdzie do czegoś więcej? Może czas na rozejm? - Nie wiem - odrzekł znużonym głosem Matthew. - Raczej wątpię. - Co za pesymizm! - Myślisz, że nie wolałbym inaczej? - Myślę - przyjaciel położył mu dłoń na ramieniu - że zbyt wiele ostatnio przeszedłeś, aby wiedzieć, czego teraz naprawdę chcesz czy potrzebujesz. - Odrobiny spokoju - odrzekł łagodnie, lecz stanowczo Matthew. - Niczego więcej, tylko odrobiny spokoju, abym mógł pogrążyć się w żalu po żonie. - Mam nadzieję, że będziesz to miał. 26.