- Należał do Richarda? - spytał, omiótłszy wzrokiem półki i
mahoniowe biurko. - Tak, służył do biznesowej części jego pracy. Do malowania miał pracownię na poddaszu, przerobioną ze strychu. - Ja też chyba czułbym się tam dobrze. Karolina skrzywiła się lekko. - Tylko wiesz... Flic już ją sobie zaklepała. Marzy jej się taki własny salonik do przyjmowania przyjaciół. Jest tam malutka kuchenka i ubikacja... - Umilkła na chwilę. - Powinnam wcześniej pomyśleć o twojej pracy, to oczywiste, że potrzebujesz dobrego światła. - Niekoniecznie - uspokoił ją. - Przecież nie pracuję w domu, większość dnia i tak będę spędzał w firmie. Zresztą w Berlinie nie miałem własnej pracowni, w Nowym Jorku także. - Spróbuję pogadać z Flic. - Nie rób tego, proszę! Zwłaszcza jeśli już się zaangażowała w ten pomysł. Jak mówiłem, nigdy nie miałem pracowni, więc teraz też jej nie potrzebuję. Tak czy inaczej - dodał gładząc ją po włosach - nie zamierzam po długim dniu pracy zamykać się na górze, z dala od ciebie. To ostatnia rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy. - Przepraszam. - Za co? Jestem tu nowy. - Jeszcze raz rozejrzał się po gabinecie Richarda Waltersa. - Z przyjemnością będę korzystał z tego pokoju, zresztą do spółki z tobą i dziewczynkami. Potraktujemy go jak domowe biuro. 21 - Swoją papierkową robotę załatwiam w Cichym Pokoju. A ty nie jesteś żadnym „nowym", tylko moim mężem. Raz jeszcze uderzyło go, jak bardzo jest wrażliwa, zwłaszcza na punkcie cudzych uczuć. - Nowym mężem. Który wolałby na wstępie nie zadzierać z pasierbicami, rujnując ich plany. Córki Karoliny nie przywitały ich w domu, ponieważ Sylwia Lehrer, nowa teściowa Matthew, jeszcze przed ślubem zaproponowała, że zabierze je do siebie, aby tę pierwszą noc w Aethiopii spędzili sami. - Nie zniósłbym, gdyby dziewczynki uznały, że uważam je za przeszkodę - powiedział Matthew Karolinie. - Wcale tak nie myślą - uspokoiła go natychmiast. - Ale mama ma absolutną rację, że pierwszą noc i ranek powinniśmy spędzić tylko we dwoje. Dziewczynki mogą przenocować u niej, a do domu wrócić po południu, kiedy już wszystko się unormuje. - Do tego jeszcze daleko. - Zauważył, że się zachmurzyła. - Przez jakiś czas wszystko będzie inaczej. Dla nas wszystkich. - Moje córki przywykły do zmian. Zwłaszcza tych na gorsze. Najpierw ich ojciec tak ciężko chorował... Szpitale, chodzenie na palcach... A potem, kiedy umarł... Matthew odczekał chwilę. - Kilkakrotnie próbowałem rozmawiać z nimi o Richardzie, ale wtedy któraś zawsze zmieniała temat, więc nie naciskałem. - Chyba słusznie. - Były dla mnie takie miłe w związku z naszym ślubem! Nie mógłbym wymagać więcej zrozumienia. - Po chwili milczenia dodał: - Nie spodziewałem się tego, wiesz? Przecież to, że zakochaliśmy się w sobie, nie oznaczało ich automatycznej akceptacji.