była zdecydowanie zbyt luzna.
To naturalne, przecie¿ straciłas sporo na wadze od tego wypadku, wszystkie ubrania te¿ sa prawie o cały numer za du¿e. Nic wiec dziwnego, ¿e pierscionek i prawdopodobnie zegarek te¿ nie beda pasowac. Chyba ¿e nigdy do ciebie nie nale¿ały. Spojrzała w lustro nad toaletka. Blada kobieta o krótkich włosach, zielonych oczach i lekko wystajacych kosciach policzkowych. Since znikneły i poza lekka opuchlizna po wewnetrznej stronie policzków, tam, gdzie Nick wyrywał druty, była w zasadzie soba. Ze swoim dzieckiem. To by sie zgadzało. Ale rubin nie pasował do tej układanki, chocia¿ Marla miała mgliste wra¿enie, ¿e ju¿ kiedys widziała ten pierscionek. Na czyjejs dłoni. Ale czyjej? Jeszcze raz przejrzała zawartosc kasetki. Wiekszosc zgromadzonej tam bi¿uterii nie była zbyt cenna, takie rzeczy 289 mo¿na było kupic u pierwszego z brzegu jubilera... ale nie ten pierscionek. Czuła instynktownie, ¿e był wart fortune. Dlaczego miałaby go trzymac razem z cała reszta? Ktos go tu podło¿ył, głuptasie. Wspomniałas o tym pierscionku w rozmowie z kims, kto go tu wło¿ył albo powiedział o tym komus innemu, kto go zwrócił. Albo ktos chce cie doprowadzic do szalenstwa, albo nie chce, ¿ebys za du¿o myslała o tym, kim jestes. Dlaczego? Bezceremonialnie wrzuciła pierscionek do kasetki i zapieła zegarek na rece. Tak, bransoletka była za szeroka, ale Marla postanowiła, ¿e bedzie go nosic. James ziewnał i zaczał marudzic, wzieła go wiec na rece, ucałowała i zaniosła z powrotem do kołyski. Patrzyła, jak zamyka senne oczy i podnosi powoli kciuk do buzi. Kiedy zasnał, Marla wyszła na korytarz i staneła przy drzwiach pokoju goscinnego. Były uchylone. Zobaczyła marynarski worek cisniety w kat i koszule rzucona na łó¿ko. Doleciał ja lekki zapach wody po goleniu, której u¿ywał Nick i nagle opadło j a wspomnienie wydarzen ostatniej nocy. Daj spokój, powiedziała sobie ostrzegawczo. To była tylko zwykła, zwierzeca ¿adza. Seks. Dwoje niespokojnych ludzi, którzy szukali chwilowego zapomnienia. Ale przedtem chodziło przecie¿ o cos innego. Tamtej nocy, kiedy wiózł ja do kliniki, Nick zatrzymał samochód, objał ja i pocieszał. A potem zostawił cie z Aleksem i odjechał. Bo Alex to mój ma¿, pomyslała ze złoscia. Co innego mógł zrobic? A czy to nie on wyciagnał cie dosłownie z łó¿ka i dopilnował, ¿ebys miała przyzwoita opieke lekarska? Bez jego interwencji ciagle jeszcze le¿ałabys półprzytomna w łó¿ku, nafaszerowana valium czy co to tam było. 290 Omal sie nie rozesmiała. Nick miał racje, rzeczywiscie nie pasował do roli bohatera dwudziestego pierwszego wieku. Ani troche.